Udostępnij ten artykuł
Dzięki książce Ojca Badeniego nawróciłam się. Na katolicyzm otwarty.
"(…) możemy modlić się w różnych pozycjach – stojąc, siedząc czy klęcząc, byle nie przywiązywać do tego nadmiernej wagi. I nie wyobrażać sobie, że do klęczącego Pan Bóg podejdzie, a do siedzącego to już nie. To byłoby komiczne" (O. Joachim Badeni OP, "Prosta modlitwa").
Otwarte, prawda? Takie bez sztywnych reguł, podmiotowe, żeby nie powiedzieć – indywidualistyczne. Bez dewocyjnych przegięć i tego wszystkiego, co sprawia, że człowiek czuje się jak pajac, a nie wyrobiony teologicznie katolik, który żyje w świecie i chodzi, na przykład, w jedwabnym garniturze. Bo lubi. I ceni XXI wiek wraz z jego osiągnięciami.
Tak sobie myślałam i już miało mi się żal zrobić, że Szacowny Autor w tę stronę, ale czytam dalej…
"Jeśli komuś pomaga uklęknięcie lub leżenie krzyżem – niech to robi. Ja bardzo radzę leżenie krzyżem. I odmówienie w tym czasie pięć razy Zdrowaś Mario do pięciu ran Pana Jezusa".
Odetchnęłam z ulgą. Wnioski mam dwa: że katolicyzm otwarty, jaki znałam dotąd, ma jeszcze sporo do roboty z otwieraniem się. I że jak się otworzy tak jak Ojciec Badeni, to mnie się gęba ze zdumienia nie zamknie do końca moich dni.