Udostępnij ten artykuł
Jasność i radość, która większości z nas kojarzy się prawdopodobnie z myślami o Wielkanocy, nie może zmienić faktu, że wewnętrzna treść tego dnia jest dla nas o wiele trudniejsza do przyjęcia niż choćby ta bożonarodzeniowa. Narodziny, dzieciństwo, rodzina – to wszystko należy do naszego własnego świata przeżyć.
Dlatego całkiem bezpośrednio porusza nas myśl o tym, że Bóg stał się dzieckiem, małe stało się wielkie, wielkie stało się bliskie, ludzkie i dotykalne. Wierzymy, iż rodząc się w Betlejem, Bóg wstąpił w ten świat i już samo to ściągnęło odrobinę światła ku ludziom, którzy o własnych siłach nie byli w stanie przyjąć tego orędzia […].
Wielkanoc mówi o czymś niewyobrażalnym. To wydarzenie dochodzi do nas zrazu wyłącznie poprzez słowo, nie dzięki zmysłom. Tym bardziej idzie więc o to, aby pozwolić kiedyś, by pozyskało nas słowo. Ponieważ jednak obecnie wyobrażamy sobie wszystko przy pomocy zmysłów, od dawna już wiara Kościoła przełożyła wielkanocne słowo na symbole, które pozwalają przeczuć to, czego nie da się wypowiedzieć słowem. Symbol światła (a wraz z nim i ognia) odgrywa szczególną rolę. Orędzie paschalne wypowiedziane znad świecy, która w nocy, w ciemnym kościele staje się znakiem życia, wyobraża Zwycięzcę Śmierci. Tak oto wydarzenie z przeszłości zostaje przetłumaczone na język naszych czasów: gdzie światło zwycięża ciemność, tam dokonuje się coś ze zmartwychwstania.
Błogosławieństwo wody wysuwa na plan pierwszy inny element stworzenia, będący symbolem zmartwychwstania: woda może mieć w sobie coś zagrażającego, co może stać się orężem śmierci. Żywa, źródlana woda jest jednakże darem i stwarza wśród pustyni oazy życia. Trzeci symbol jest całkiem innego rodzaju: śpiew „alleluja”, świąteczna pieśń wielkanocnej liturgii, pokazuje, że głos ludzki może nie tylko krzyczeć, jęczeć, żalić się, mówić, lecz również – śpiewać. Czyż to, że człowiek potrafi ponad wszystko inne wołać głosem stworzenia, przemieniając je w harmonię, nie pozwala nam w cudowny sposób przeczuwać, do jakiej metamorfozy zdolni jesteśmy my i stworzenie? Czy to nie jest cudowny znak nadziei, w którym wolno nam przeczuwać to, co ma nadejść, przyjmując to jednocześnie jako możliwość i teraźniejszość?
Nie jest zresztą przypadkowa takie pora roku, w której obchodzona jest Wielkanoc. Chrześcijańska Wielkanoc wykracza poza żydowską Paschę i sięga głęboko zarówno w historię religii, jak i w obszar tzw. religii naturalnej. Frapujące i dające do myślenia jest dla mnie to, jak dobitnie mówi Jezus w czasie swojej życiowej drogi o swej „godzinie”. Zmierza ku śmierci, lecz unika jej tak długo, dopóki nie nadejdzie Jego godzina (por. np. Łk 13,31-35). Tak więc całkiem świadomie łączy On swoje posłannictwo z całą historią wiary ludzkości i ze znakami stworzenia. Ostateczne wypełnienie swego posłannictwa łączy Jezus z tym świętem, a więc z pierwszą wiosenną pełnią Księżyca. […]
Do barokowej liturgii należał kiedyś „risus Paschalis” – wielkanocny śmiech. Wielkanocne kazanie zawierać musiało historię pobudzającą do wesołości tak, że kościół rozbrzmiewał tego dnia śmiechem. To mogła być nieco powierzchowna forma chrześcijańskiej radości. Czyż jednak nie ma w tym właściwie czegoś pięknego i stosownego, że śmiech stał się symbolem liturgicznym? Czy nie sprawia nam przyjemności, kiedy w barokowych kościołach, w igraszce aniołów i ornamentów, słyszymy wciąż śmiech, w którym wyraża się wolność odkupionych? Czy nie jest znakiem wielkanocnej wiary, kiedy to Haydn odnośnie swojej kościelnej kompozycji powiedział, iż myśląc o Bogu, znalazł niewątpliwą radość, taką, że „kiedy chciałem wypowiedzieć słowa prośby, nie mogłem powstrzymać mojej radości i dałem upust moim radosnym uczuciom, tak że «miserere» i dalsze części opatrzyłem określeniem «allegro»”?
Niebiańska wizja z Apokalipsy mówi, co dzięki wierze ujrzymy w czasie Wielkanocy: zabitego Baranka, który żyje. A ponieważ On żyje, skończy się nasz płacz i przemieni się w śmiech (por. Ap 5,4 i dalsze). Spojrzenie na Baranka jest naszym spojrzeniem w otwarte niebo. Bóg widzi nas i działa, jeśli nawet czyni to inaczej niż myślimy, czy skłonni bylibyśmy Mu narzucić. Właściwie dopiero dzięki Wielkanocy możemy w pełni wypowiadać pierwszą zasadę wiary. Dzięki Wielkanocy znalazła ona swoje wypełnienie i stała się pociechą: wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego. Dzięki Barankowi wiemy, że Bóg jest rzeczywiście Ojcem, i że jest wszechmogący. Kto to pojął, nigdy już nie będzie całkowicie smutny i zrozpaczony. Kto to zrozumiał, przeciwstawi się pokusie stanięcia po strome oprawcy. Kto to pojął, nie dozna straszliwego lęku, jeśli sam znajdzie się w sytuacji Baranka, ponieważ wtedy będzie w najbezpieczniejszym miejscu.
Do tego więc zaprasza nas Wielkanoc, abyśmy nie tylko słuchali Jezusa, lecz słuchając uczyli się również patrzeć od środka. To największe święto roku kościelnego dodaje nam odwagi, aby spoglądając na Niego, zabitego i zmartwychwstałego, odkryć otwartą szczelinę nieba. Jeśli pojmiemy orędzie zmartwychwstania, poznamy, iż niebo rozciągnięte nad ziemią nie jest całkowicie zamknięte. Wtedy –jeszcze nieśmiało, choć z mocą – przenikanie w nasze życie coś z Bożego światła. Wtedy wleje się w nas radość, na którą w przeciwnym razie bezskutecznie czekalibyśmy, a każdy, kogo przeniknie coś z tej radości, może stać się na swój sposób taką szczeliną, przez którą niebo spogląda na ziemię i schodzi ku niej. I tak stanie się prawdą to, co przepowiada Apokalipsa: wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, napełnione jest radością zbawionych (por. Ap 5,13). W stopniu, w jakim to rozpoznamy, spełni się słowo odchodzącego, rozstającego się, a przecież wciąż na nowo przychodzącego Jezusa: wasz smutek zamieni się w radość (J 16,20). A napełnieni wielkanocną wiarą ludzie powiedzieć mogą tak jak Sara: „Bóg pozwolił mi się śmiać; każdy, kto o tym usłyszy, będzie się ze mną śmiał” (Rdz 21,6).
Tekst publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa „Jedność”.