Udostępnij ten artykuł
Zawsze chciałam być sanitariuszką. Albo niepozorną łączniczką wysyłaną na linię frontu. Taką "kobietą dzielną któż znajdzie…". Mam beret, mam szary płaszczyk. Tylko jak dotąd nie mogłam się zdecydować, jaką treścią berecik i płaszcz wypełnić. No i już mam.
Najpierw fragment Listu św. Piotra z drugiej niedzieli Adwentu:
(…) jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyśpieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo, płonąc, pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią" (2 P 3, 11b-12).
A do tego cytat z programowego artykułu w nowym piśmie "44" (polecam, polecam). Artykuł autorstwa Rafała Tichego – "Czas na Apokalipsę":
Mesjanistę wypatrującego paruzji można porównać do akowca, oczekującego godziny "W". Nie ma po co się mościć w tym okupacyjnym życiu, rozpiera go radość oczekiwania na ostateczny zryw, ale zarazem niepokoi groza wypadków, które mają nastąpić. Oczywiście, w czasie oczekiwania na godzinę "W" trzeba jakoś żyć: pracować, uczyć się, bawić, być może ożenić się, wybudować dom, a nawet w przypływie natchnienia napisać książkę, ale to wszystko nie jest ostateczne, tylko tymczasowe, bo już za chwilę dom posłuży jako budulec do postawienia barykady, żona bardziej niż kochanką stanie się towarzyszką broni, a książki posłużą jako podpórka pod cekaem. A potem wszystko będzie już całkiem inaczej, bo miasto zostanie wyzwolone. Teraz jest okupacja, trzeba przetrwać, przygotowywać się na godzinę "W" i wypatrywać jej znaków. W czasach ostatecznych trzeba żyć, pracować, modlić się i pisać poezje, tak jak w czterdziestym czwartym.
Prawda, że ładnie się łączą?
Dzięki, chłopaki, za ten mesjanistyczny lans!