Chyba nie będzie „boskiego świętowania”, prędzej dopust boży: przemówił mój wewnętrzny krytyk, gdy przystąpiłam do lektury książki-dwugłosu Marii Miduch i Szymona Żyśki.
Wiosenne preludium nadeszło w tym roku zaskakująco wcześnie w naturze, literaturze i sztuce oraz gdzieś pomiędzy. Dlatego pora dziś na książkę, od której można dostać zawrotu głowy, jak po niedawnych spacerach bez kapelusza, w wyjątkowo gorące dni lutego.
Czasem zasiadamy uroczyście do stworzenia traktatu, który może napisać tylko życie: to jedna z myśli, które krążą gdzieś przy skroni, żeby nagle stanąć w gardle lub okrążyć okolice serca.
Bywa, że trudno napotkać książki, które nie usypiają ciała, szarych komórek i sumienia. Kto raz znalazł lektury na przebudzenie, powinien z miejsca się podzielić - niech nie zginą w tłumie. Być może w czasie Wielkiego Postu ktoś odkryje je dla siebie po to, by samemu się nie zgubić.