Słowa, pochodzące ze Starożytnej homilii na Świętą i Wielką Sobotę czytanej w ramach wielkosobotniej Liturgii Godzin, ukazują coś paradoksalnego. Wcielony Logos, Boskie Słowo, Pan świata i czasu zginął na krzyżu i został złożony w grobie, pozostawiając świat w ciszy Swej nieobecności. Władca życia wszedł w calmaweth (hebr. „cień śmierci”), wszechogarniający mrok i milczenie Krainy Umarłych.
Jedną z mnóstwa frapujących cech starej liturgii rzymskiej jest sposób operowania przez nią tekstami biblijnymi. Nawet krótki rzut oka na teksty liturgiczne pozwala zauważyć, że ryt mszalny jest swojego rodzaju gobelinem, w którym na rytualnej osnowie stałej i obligatoryjnej struktury, poza samymi lekcjami epistoły i ewangelii, opleciona jest również pewna liczba wersetów Pisma, tworzących antyfonę na wejście (Introit), graduał/traktus, werset Alleluja, a także antyfony na ofiarowanie i komunię.
Logicznie rzecz biorąc, jeśli potraktować poważnie teologiczne rozpoznanie soboru, to trzeba je zastosować również – a raczej przede wszystkim – do sprawy rozwijania łaski chrztu. Na pewnym poziomie ma to posmak oczywistości – wierzący „chodzą do kościoła”, zabierając tam ze sobą również swoje dzieci.
Przy okazji przetaczającej się aktualnie w mediach społecznościowych dyskusji wokół projektu ustawy antyaborcyjnej, w ustach jego krytyków (również spośród publicystów katolickich) pojawiło się wyrażenie „maksymalizm etyczny”.
W 1971 roku na łamach czasopisma „Concilium” ukazał się artykuł amerykańskiego duchownego i socjologa, Andrew M. Greeleya, zatytułowany Symbolizm religijny, liturgia i wspólnota [1].
Dyrektorium szeroko opisuje redukcje i zmiany, które w tego typu liturgiach są dopuszczone a nawet zalecane ze względu na konieczność dostosowania obrzędu do praw psychologii i dziecięcych możliwości poznawczych. Ma więc to być niejako „elementarz”, w którym występują liturgiczne odpowiedniki zdań typu „Ala ma kota”.
Jako rodzic pięciorga dzieci, starający się odkrywać wraz z całą rodziną bogactwo liturgicznej tradycji Kościoła przede wszystkim poprzez uczestnictwo w Mszy Świętej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, z zainteresowaniem przyjąłem publikację Katarzyny Robaczewskiej, pt. Mój mały mszalik.
Poniższy fragment pochodzi z książeczki autorstwa Christine Mohrmann, holenderskiej filolożki klasycznej, specjalistki od łaciny wczesnochrześcijańskiej, założycielki czasopisma "Vigiliae Christianae", świetnie znanego wszystkim badaczom zajmującym się starożytnością chrześcijańską. Wiosną 1957 r.
Responsorium In die resurrectionis meae znam od dawna dzięki słynnemu nagraniu starorzymskich nieszporów paschalnych, dokonanemu przez Marcela Peresa i Ensemble Organum.
Ogłoszona niedawno przez sekretariat Synodu ankieta zawierająca pytania-wytyczne (lineamenta) do przyszłorocznego zgromadzenia biskupów poświęconego rodzinie ustawia całą sprawę w perspektywie „przełomu duszpasterskiego” nakierowanego na unikanie „czystego stosowania doktryny”.