Moim zdaniem z modlitwą często jest jak z bieganiem – czasem są ludzie, którzy teorię i mechanikę biegania mają opanowaną do perfekcji, natomiast nie zdarzyło im się w życiu pokonać ani jednego okrążenia tempem szybszym niż zwyczajny trucht.
Wydaje się, że współczesny świat, z całą jego nowoczesnością i naukowymi metodami empirycznego przeprowadzania dowodów, zepchnął chrześcijaństwo do głębokiej defensywy w dyskusji… Czy jednak jest tak naprawdę? Czy wierzący powinien na każdym kroku przepraszać wszystkich sceptyków za (pozorną) nieracjonalność własnych przekonań?
Wydaje się że temat walki duchowej współcześnie stał się wśród sporej części osób wierzących swoistym reliktem przeszłości, zgoła niepotrzebną pamiątką po poprzednich pokoleniach. Bo przecież nie jest już „modne” i trendy wspominać o „trudach i przeciwnościach”, klasyki takie jak „Walka duchowa” Wawrzyńca Scupoliego opisujące duchową drogę zmagań zostały zastąpione przez znacznie bardziej „chwytliwe” relacje z egzorcyzmów czy powszechnie obecny synkretyzm i utarte hasła że „wiara to prywatna kwestia” i że „wystarczy być dobrym człowiekiem”.
Każdy, komu znane są choć trochę książki ks. Krzysztofa Porosło, z pewnością zauważył, że ich lektura rozpoczyna się już od okładki. Tak dzieje się i tym razem, autor z właściwą sobie wrażliwością zapraszając do refleksji nad Kościołem, zatrzymuje czytelnika przy wnętrzu najważniejszej świątyni chrześcijańskiej, przy Bazylice Bożego Grobu w Jerozolimie, zwanej Anastasis (Zmartwychwstanie).
Żydowscy uczeni zwykli mawiać, że dusza ludzka, która przez tydzień nie ma kontaktu ze Słowem Bożym zaczyna umierać. Myślę że to piękny obraz, bo Słowo Boże jest faktycznie czymś niezbędnym do chrześcijańskiego życia, a im lepiej i głębiej je rozumiemy, tym pełniej jesteśmy w stanie się nim karmić.
Niepozorna – takie było moje pierwsze skojarzenie gdy wziąłem w rękę swój egzemplarz najnowszej książki księdza Krzysztofa Porosło – „Kościół kocham i rozumiem”. I faktycznie tak może się wydawać, nieco ponad 120 stron tekstu. Przyznam szczerze, że pochłonąłem tą zawartość w ciągu jednego dnia.
Dlaczego – mimo poważnego kryzysu współczesnego Kościoła – nie warto go porzucać? Jak zachować wiarę, gdy jesteśmy świadkami najcięższych grzechów? Czy stwierdzenie, że Kościół jest święty, nie straciło dziś na wiarygodności? Ks. Krzysztof Porosło pokazuje jedną z możliwych dróg poszukiwania odpowiedzi.
Są takie książki, do których podchodzi się bez większych oczekiwań, ale już po pierwszych minutach lektury zostaje się przez nią pochłoniętym. W ten sposób w dużym skrócie mógłbym opisać moje osobiste zgłębianie dzieła Lawrence’a Hemminga „Kult jako objawienie”.
Rozpocznę recenzję od cytatu z pewnego polskiego filmu: „Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No… To… Poprzez… No reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę”.
Kiedy przed kilku laty pisałem rekomendację dla pewnej książki o mszy świętej, pozwoliłem sobie sparafrazować biblijny dialog diakona Filipa z etiopskim prozelitą (Dz 8,30-31). Napisałem, że gdyby wielu współczesnym katolikom zadać pytanie w związku z ich uczestnictwem we mszy „Czy rozumiesz w czym uczestniczysz?”, niejeden pewnie by odpowiedział: „Jak mogę rozumieć, jeśli mi nikt nie wyjaśni?”.