Wielki Tydzień śladami pątniczki Egerii
I. Fakty są proste: w połowie IV wieku biskup Jerozolimy Cyryl wygłosił katechezy chrzcielne, które zostały spisane i dotarły do naszych czasów. Cyryl najpierw przygotowywał katechumenów do chrztu, wykładając zasady wiary i życia chrześcijańskiego, a po chrzcie objaśniał obrzędy związane z udzielaniem sakramentów. W osiemdziesiątych latach tego samego wieku świadkiem tych samych obrzędów była Egeria (proponowane inne wersje odczytania imienia: Eteria, Heteria, Eiheria, Eucheria), galijska zakonnica pielgrzymująca do Ziemi Świętej. Pielgrzymowanie i liturgia jerozolimska – oto proste fakty. A oto próba ich teologicznej interpretacji.
II. W Jerozolimie biskup Cyryl tłumaczył nowoochrzczonym, że przyjęty przez nich sakrament zanurzył ich w śmierci Chrystusa, aby dać nadzieję zmartwychwstania. To, co na sposób sakramentalny – misteryjny – dokonało się w chrzcie, ma stawać się treścią życia, ich życiową drogą.
„Zwolennicy tej drogi” – tak według Dziejów Apostolskich swoją wiarę określali zarówno sami chrześcijanie, jak ich przeciwnicy. Droga, a więc coś więcej niż zbiór poglądów czy wierzeń. Łatwo przeoczyć fakt, że powtarzające się w Nowym Testamencie wyrazy takie jak „postępowanie”, „naśladowanie” to słowa dynamiczne, opowiadające o wyruszeniu w drogę. Wędrował Jezus ze swoimi uczniami, w drogę wysyłał dwunastu i siedemdziesięciu dwóch, a potem Paweł niestrudzenie przemierzał szlaki Cesarstwa. Pielgrzymowanie, wędrowanie do Domu Ojca, do niebieskiej ojczyzny – oto, jak chrześcijanie opisywali w ciągu wieków swoje życie. Obrazem tej drogi są pielgrzymki. Nie tylko one; ze świadectwa Egerii wiemy, że obchody paschalne w Jerozolimie w dużej mierze polegały na wędrowaniu po świętych miejscach. Procesja to z kolei odwzorowanie wszystkich tych wielkich i mniejszych dróg: naśladowanie drogi życia i przeniesienie ścieżek jerozolimskich do wszystkich miejsc, gdzie modlą się chrześcijanie. Ileż tych procesji wypełnia dramaty liturgiczne! Taki dramat to właściwie jedna wielka procesja zatrzymująca się w punktach, w których toczy się akcja.
Pielgrzymka to swoisty powrót do miejsc świętych. Jej prototypu można by się doszukiwać w poleceniu, które apostołom przekazał Zmartwychwstały: „Niech idą do Galilei, tam mnie zobaczą”. Pod koniec swojej Ewangelii Jan opisuje cudowny połów ryb, taki jak ten, od którego wszystko się zaczęło. Jak apostołowie wrócili z Judei do Galilei w poszukiwaniu żywego Jezusa, tak pielgrzymi wędrowali i nie przestają wędrować do początków chrześcijaństwa. A kiedy nadchodzi czas Paschy, wędrują nie tylko pielgrzymi. Egeria przybywająca z daleka do Jerozolimy i miejscowi chrześcijanie – wszystkich ich widzimy w ruchu. Dokąd wiodą te ścieżki? Wiadomo: do miejsc Męki i Zmartwychwstania. W ten sposób drogi wyznawców wiodą śladami Mistrza. Ewangelista Łukasz opisuje życie Jezusa jako drogę do Jerozolimy. Jest takie godne uwagi sformułowanie w Łukaszowej Ewangelii (9, 31): „exodus, którego Jezus miał dokonać w Jerozolimie”. Według Łukasza o tym wyjściu (odejściu? przejściu?) Jezus rozmawiał z dwoma wielkimi wędrowcami dawnego Izraela: Mojżeszem i Eliaszem. Ziemskie życie Chrystusa było drogą, a Ewangelie jej zapisem. Jak to ktoś powiedział: cztery Ewangelie to opisy Męki poprzedzone dłuższym lub krótszym wstępem.
III. Liturgia jerozolimska z jej wytrwałym chodzeniem pasyjnymi szlakami to szczególny przypadek tego, czym jest każda chrześcijańska celebracja. Jej istotą jest wspominanie, upamiętnianie; w technicznym języku liturgistów: anamneza. „To czyńcie na moją pamiątkę”. Świętuje się po to, żeby nie zapomnieć. Świę ta paschalne Izraela są uroczystym przypomnieniem Wyjścia. Do istoty wiary Izraelitów należy przekonanie, że w określonym momencie dziejów Bóg wyprowadził swój naród z niewoli. Obchodząc Paschę, Żydzi przypominają sobie o wydarzeniu sprzed wieków, a przez to uświadamiają sobie własną tożsamość. Chrześcijanie z jeszcze większą zuchwałością wierzą, że zaledwie dwa tysiące lat temu, w czasach dobrze udokumentowanych przez historyków, Bóg stał się człowiekiem, przyjął ludzki los, włącznie ze śmiercią, i powstał z martwych.
Czym jest liturgiczne wspominanie? Jak rozumieć hodie (dzisiaj) – słowo, które pojawia się w najbardziej uroczystych dniach roku liturgicznego? „On to w dzień przed męką za zbawienie nasze i całego świata, to jest dzisiaj…” (I modlitwa eucharystyczna, Wielki Czwartek). Liturgiczne „dziś” nie jest przywołaniem jakiegoś „wczoraj”, choćby nawet była to jakaś wyjątkowo doniosła chwila z przeszłości. Ofiara Chrystusa rozsadza czas. Ofiara ta, zanim została spełniona na krzyżu, stała się sakramentalnym faktem w Wieczerniku. Eucharystia nie jest cofaniem się w czasie, ale wchodzeniem w wieczność. Świadectwo Egerii jest bezcenną pomocą do zrozumienia tej kwestii. Dowiadujemy się stamtąd, że wielkoczwartkową mszę Wieczerzy Pańskiej sprawowano nie na miejscu Wieczernika, ale w miejscu zwanym Martyrium – na Kalwarii. To zresztą był jedyny dzień, kiedy sprawowano tam Eucharystię. W ten sposób pokazywano, że w liturgii nie chodzi o inscenizowanie przeszłych wydarzeń, ale o doświadczanie ich istoty. Na Ostatniej Wieczerzy (zwanej niekiedy „Wieczną Wieczerzą”) Jezus przekroczył czas, ofiarowując swoje ciało i krew, zanim jeszcze nastąpiła Męka. Jedna ze współczesnych prefacji okresu wielkanocnego przypomina, że Chrystus trwa na całą wieczność w tej postawie, o której mówią słowa: „Bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie”. Czytamy: „On bowiem nie przestaje się za nas ofiarować i wstawia się za nami u Ciebie jako nasz Obrońca. Raz ofiarowany, więcej nie umiera, lecz zawsze żyje jako Baranek zabity”.
IV. Są jeszcze dwa znaczenia liturgicznego „dzisiaj”, które można znaleźć w opowieści Egerii. Kiedy myśli się o obchodzeniu Paschy Chrystusa na miejscu, gdzie ona się dokonała, z wyjątkową ostrością można zobaczyć kontrast między faktem okrutnej śmierci opuszczonego przez wszystkich Jezusa a wspólnotową celebracją tego wydarzenia. Tymczasem Egeria wielokrotnie podkreśla, jakim wstrząsem dla zgromadzonych na liturgii było czytanie Ewangelii. Widać też, jakiego wysiłku wymagał udział w jerozolimskim Wielkim Tygodniu. Post, długie celebracje, wyczerpujące wędrowanie – wszystko to pozwalało wejść w przepaść Męki (by użyć słów naszych Gorzkich Żali) nie tylko umysłem, ale i ciałem. Liturgia nie ma być środkiem przeciwbólowym, nie ma ukrywać tego, co bolesne, ale wydobywać ukryty sens: sens Męki Jezusa, która wydawała się apostołom końcem wszystkiego; sens życia uczestników liturgii.
A co dzieje się, kiedy dzisiaj w czasie liturgii wystawia się średniowieczny dramat? Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli ruchu muzyki dawnej, Nikolaus Harnoncourt, tak pisał o wykonywaniu utworów Monteverdiego: „Byłoby zupełnym nonsensem chcieć poznawać i rozumieć tę muzykę z pozycji jakiegoś historyka czy muzycznego archiwisty i wykonywać ją, ponieważ jest ona «dawna». Jesteśmy współczesnymi, żywymi muzykami, a nie badaczami przeszłości; możemy wykonywać tylko taką muzykę, która nam coś mówi, którą uważamy za ważną”[1]. Skoro tak się rzeczy mają z muzyką, cóż dopiero z dramatem liturgicznym! Nie chodzi o to, żeby udawać ludzi średniowiecza, ale żeby z pomocą dawnej sztuki doświadczyć tajemnic wiary, o których mowa w dramacie.
V. „Widzieliśmy prawdziwą światłość” – mówi się w jednej z końcowych modlitw Liturgii Jana Chryzostoma. A Egeria powiada z zachwytem o światłości nieskończonej, o nieskończonych światłach i głosach. W oświetlonym kościele dostrzega lumen infinitum, bo zapalone tam są luminaria infinita; także głosy śpiewaków są infinitae. Może tu chodzić o osobliwość łaciny Egerii, ale może o coś więcej. „Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, by ujrzeć Twą potęgę i chwałę” – to słowa psalmu 63 w tłumaczeniu odmawianym w dzisiejszym brewiarzu. Tak patrzeć, żeby za pośrednictwem rzeczy skończonych zobaczyć wieczność. Tak słuchać, żeby usłyszeć niekończące się anielskie głosy, ba! – usłyszeć wśród nich swój własny.
(Pierwodruk: Wokół Egerii, „Konteksty”, 09/2007, s. 15–18)
[1] Nikolaus Harnoncourt, Dialog muzyczny, tłum. Magdalena Czajka, Warszawa 1999, s. 33.