Robert F. Taft: liturgia jest teologią, a nie historią
Każda dyscyplina naukowa ma swoje „nazwiska”, których po prostu nie wypada nie znać. Podobnie rzecz się ma z historią liturgii – nie sposób o niej mówić, nie wiedząc, kim jest Robert F. Taft, który zmarł w piątek 2 listopada 2018 r.
Lecz świat chrześcijańskiego Wschodu, który do tej pory znał jedynie z książek i kilku odwiedzin kościoła prawosławnego, w pełni otworzył się dla niego dopiero w Bagdadzie. Tamtejsze wykłady i pobyt na misjach w rezultacie zrodziły w Tafcie większe zainteresowanie studiami liturgicznymi, a najważniejsze w tym procesie było wakacyjne spotkanie w 1957 roku. Zakonnik poznał wtedy Juana Mateosa, którego dotąd nazywa jednym z największych nauczycieli liturgiki. Przez to spotkanie odkrył, że liturgia jest duszą chrześcijańskiego Wschodu.
Taft wspomina, że pewnego razu zapytał prof. Mateosa, co powinien robić, by kiedyś poważnie zajmować się naukami o liturgii. Mateos ze śmiertelną powagą odpowiedział: „Ucz się języków, później większej ilości języków, a na koniec wciąż ucz się jeszcze więcej języków”. Tak właśnie uczynił jezuita, stając się wybitnym poliglotą. Po powrocie z Bliskiego Wschodu kontynuował studia na Fordham, aby później rozpocząć edukację teologiczną na Weston College. Święcenia diakonatu (1962) i kapłańskie (1963) przyjął w bizantyjsko-słowiańskim rycie, na który wcześniej przeszedł z rytu rzymskiego. Doktorat ze studiów o chrześcijańskim Wschodzie uzyskał na Papieskim Instytucie Liturgicznym w Rzymie pod kierunkiem Juana Mateosa. Podoktoranckie studia z języków orientalnych odbył na Uniwersytecie w Louvain w Belgii. Jak sam zaznacza, w następnych latach praktycznie cały swój czas spędził na „myśleniu, uczeniu, pisaniu lub mówieniu o liturgii”. Równie ważne, a może nawet najważniejsze, było dla niego celebrowanie liturgii i przekładanie zdobytej wiedzy o niej na jakość i piękno jej celebrowania. Tak jest do dnia dzisiejszego – Robert Taft nadal niezwykle pisze i mówi o liturgii. Owocem tej pasji było opublikowanie setek artykułów, napisanie lub zredagowanie 35 książek (do chwili obecnej). Jezuita był profesorem liturgii wschodniej w Papieskim Instytucie Liturgicznym w Rzymie (1970–2002), gdzie w latach 1995–2001 pełnił funkcję wicerektora. Wykładał również liturgikę na Uniwersytecie Notre Dame. Pełnił funkcję redaktora „Orientalia Christiana Periodica”. Do dzisiaj pozostaje jednym z największych ekspertów od bizantyjskiej tradycji liturgicznej, co nie znaczy, że nie ma nic do powiedzenia o liturgii rzymskiej. Wręcz przeciwnie –w swoich historyczno-teologicznych studiach nad liturgią zawsze pozostaje „ponad Wschodem i Zachodem”. Zresztą tak sam określa swoją życiową misję: „Chciałem pracować na rzecz pojednania Wschodu i Zachodu”.
Gdy czyta się jakąkolwiek pozycję autorstwa Roberta Tafta, to zawsze uderzają dwie rzeczy: niebywała erudycja oraz przepiękny styl i język. Jego pełen pasji sposób pisania został też wspomniany w uzasadnieniu przyznania nagrody Berakah, którą otrzymał w 1985 roku od North American Academy of Liturgy. Erudycja i wiedza są mottem, dewizą pracy naukowej Tafta, co podkreśla on chociażby we wstępie do niniejszej książki: „najważniejsza jest wiedza, najgorsza ignorancja”. W trakcie rekolekcji głoszonych w 2008 roku w Waszyngtonie także stwierdził, że „prawdziwy problem to niewiedza”. Piękny styl, obrazowy język są natomiast konsekwencją znajomości przedmiotu. Nie sztuką jest mądrze mówić, sztuką jest tak powiedzieć mądrą rzecz, aby nią zachwycić i porwać słuchaczy, by sami chcieli stawać się mądrymi. Umiejętność tę Taft posiadł, a zebrane w tym tomie eseje są tego znakomitą ilustracją. Szkoda tylko, że dotychczas polski czytelnik niewiele mógł z tej erudycji i pięknego języka skorzystać, choć trzeba przyznać, że stopniowo ten stan się zmienia. Do tej pory w języku polskim były dostępne tylko dwie homilie oraz jeden artykuł Tafta. W 2013 roku nakładem wydawnictwa PROMIC ukazała się książka Liturgia: wzór modlitwy – ikona życia. W 2014 roku Dominikański Ośrodek Liturgiczny wydał niezwykłe dzieło Ponad Wschodem i Zachodem.
Pragnę wspomnieć o dwóch rzeczach, za które – subiektywnie patrząc – jestem najbardziej wdzięczny Taftowi.
Wydaje mi się to niezwykle ważne szczególnie dla nas, zachodnich katolików, często – co bardzo słuszne – zafascynowanych Wschodem, ale rzadko posiadających wystarczającą wiedzę na temat własnej, rzymskiej tradycji liturgicznej. Niejednokrotnie za tym zainteresowaniem liturgią wschodnią kryją się jakieś „zachodnie kompleksy”, jakoby obrzędy rzymskie były gorsze, czy brzydsze – po prostu mniej czcigodne. Kompleksy – jak to zwykle się dzieje – mają ci, którzy zwyczajnie nie znają i nie akceptują siebie, czyli po prostu siebie samych nie kochają. Żeby wyzbyć się zupełnie tych niepotrzebnych kompleksów, trzeba poznać i pokochać swój obrządek. W tym zdecydowanie pomoże nam Robert Taft, który będąc specjalistą od liturgii bizantyjskiej, równie kompetentnie będzie nas prowadził po ścieżkach sięgających Rzymu. Warto wziąć sobie do serca myśli jezuity, który wiele razy wspominał, że Zachód wcale nie musi nostalgicznie oglądać się na Wschód, aby tam szukać rozwiązań dla swoich problemów. Tradycja zachodnia jest równie piękna i czcigodna – trzeba to tylko zrozumieć. Do tego zachęca niniejsza książka.
Drugą bezcenną lekcją otrzymaną od autora przy lekturze tej książki jest ukazanie wartości badań historycznych dla uprawiania teologii liturgii. To podstawowa teza Tafta: „liturgia jest teologią, a nie historią”, ale nie da się uprawiać teologii bez rzetelnej historii. Nie można badań nad tym przedmiotem sprowadzić do samej historii, ponieważ wtedy gubimy zasadniczy sens liturgii. Historia nie pozwala nam uchwycić tego, co jest w niej najważniejsze, a więc zbawczego działania żywego Boga. Jednakże pytając o to, jak Bóg zbawia przez liturgię, musimy dotknąć pewnego dziejowego wymiaru, gdyż liturgia – jak każda ludzka (w tym wypadku Bosko-ludzka) rzeczywistość – ma swoją historię. Jak wskazuje Taft, badamy ją nie po to, aby powrócić do przeszłości (tego uczynić się nie da – genialnie będzie to pokazywał w swojej teologii anamnezy, która w ujęciu Tafta jest chyba najlepszym i najpełniejszym wyjaśnieniem, jak misterium paschalne Chrystusa jest uobecniane w liturgii – zob. rozdział 1 i 13), ani też po to, aby ją teraz odtwarzać, twierdząc, że wartość ma tylko to, co historyczne, i dewaluując wszystko, co teraźniejsze. Poznajemy dzieje po to, aby zrozumieć naszą teraźniejszość, zobaczyć ją w odniesieniu do większej całości. „Badania historyczne pomagają nam w odkrywaniu i postrzeganiu tradycji w jej całości, dzięki czemu nie ulegamy dość powszechnej pokusie brania za ową całość jakiejś bliskiej nam części” – podsumuje Taft. Dzięki temu widzimy, że wcale nie jesteśmy tacy genialni, a nasi przodkowie wcale nie byli tacy zacofani – można by żartobliwie spuentować myśl autora. Badania historyczne uczą pokory, a bez niej nie sposób zajmować się teologią, gdzie trzeba stanąć przed nieskończoną Tajemnicą i zapytać: „jak to rozumieć?”.
Przed lekturą książki Ponad Wschodem i Zachodem zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z wartości historii dla teologii liturgii. Teraz nie wyobrażam sobie, żebym miał badać jakiekolwiek zagadnienie teologiczne bez wcześniejszego studium historycznego – ale takiego, które nie jest historycyzmem, lecz znajomością dziejów służącą teologii. Może właśnie w tej „historycznej ignorancji” leży cały problem wielu liturgicznych „debat” w Polsce? Chyba zbyt często ci, którzy o liturgii mówią, albo nie mają wystarczającej wiedzy historycznej i znajomości swojej tradycji (która ani nie rozpoczęła się w XX wieku, ani nie zakończyła w wieku IV czy XVI), albo nie potrafią zrozumieć, że historia nie jest historycyzmem i że nie bada się jej po to, aby do niej powrócić lub ją powtórzyć.
* * *
Ponad Wschodem i Zachodem na pewno nie należy do najłatwiejszych książek, choć piękny, porywający styl i forma esejów ułatwiają jej czytanie. Nie należy do najłatwiejszych, ponieważ wymaga konkretnej wiedzy, ale – co najważniejsze – znacząco ją pogłębia. Po prostu tak musi wyglądać dzieło autorstwa kogoś, kto już we wstępie zaznacza, że „nic nie jest tak istotne jak wiedza, a nic tak szkodliwe jak ignorancja i niewiedza”. Z pewnością teksty jezuity każdemu, kto po nie sięgnie, pomogą przechodzić z poziomu ignorancji do znajomości przedmiotu. O tym jestem przekonany, gdyż sam zdecydowałem się pójść z o. Robertem Taftem na tę wyprawę.